Opowiem Wam swoją historię

Przez wiele lat funkcjonowałam jak automat, ale teraz jestem tego świadoma. Rola żony i matki została pięknie zaprogramowana na przestrzeni pokoleń. Gotowanie, sprzątanie, pranie, opieka nad dziećmi – u mnie dwójka, a do tego praca na etacie. Pierwsze dziecko było ogromnym wyzwaniem; ciągle byłam zmęczona, straciłam na wadze do tego stopnia, że usłyszałam komentarz: 'Wyglądasz jakbyś właśnie wyszła z Oświęcimia…’ – muszę przyznać, że to nietypowy komplement. Tak mijał rok za rokiem. W międzyczasie przyszło na świat drugie dziecko, potem przedszkole, szkoła i cała reszta obowiązków. Każdy dzień wyglądał tak samo. Choć nie narzekałam specjalnie, nadszedł moment, w którym po prostu wypaliłam się. Tak dotarłam do roku 2020, roku najgorszego, a zarazem początku cudownej drogi.

Dlaczego najgorszego?

W kwietniu, w szczycie „pandemii”, po 10 latach pracy zostałam zwolniona… Był płacz, strach, pytanie, gdzie teraz znajdę zatrudnienie, zwłaszcza że wszystko było zamknięte, a ja miałam trójkę i sześciolatka na utrzymaniu. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłam nową pracę szybko, już w maju. Szczęśliwa podjęłam się jej, szukając pozytywów i ciesząc się możliwością zmiany branży. Przepracowałam tam 6 miesięcy. W ciągu tego czasu zapomniałam o stłumionych emocjach i bólu związanym ze zwolnieniem z poprzedniej pracy.

Październik – w tym miesiącu moja dusza zaczęła do mnie przemawiać, krzycząc: 'Zwolnij! Obudź się!’ Po wielu trudnych sytuacjach w nowym miejscu pracy, wróciłam w piątek do domu i przekraczając próg drzwi, rozpłakałam się. Nie mogłam przestać przez kolejne kilka dni. To był czas, kiedy po weekendzie, w poniedziałek rano wzięłam telefon do ręki i napisałam szefowej, że nie wracam do pracy. Postawiono mi diagnozę: ciężka depresja lękowa. Dostałam 2 miesiące zwolnienia, i znów pojawił się lęk – co dalej, co z pracą?

To był pierwszy przełomowy moment, kiedy zebrałam w sobie siły.

Zmotywowały mnie dzieci, które widziały mamę ciągle śpiącą, bez sił, płaczącą, pytające czy mamusia jest chora… Wtedy postanowiłam, że moje dzieci nie będą miały takiej matki. Zacząłem szukać nowej pracy i rozważać alternatywne metody wyjścia z depresji, unikając jednocześnie psychotropowych leków.

Tak zaczęła się moja przygoda z holistycznym podejściem do zdrowia. 'Przypadkowo’ (chociaż przecież przypadków nie ma), zaczęły do mnie trafiać różne książki o podświadomości, afirmacjach i duchowości. Zaczęłam się z nimi coraz bardziej zaprzyjaźniać, mimo że wcześniej nie przepadałam za czytaniem. Od znajomej usłyszałam o Kodzie Emocji dr. Bradleya Nelsona, co zapoczątkowało moją piękną podróż, prowadzącą mnie do miejsca, w którym dzisiaj się znajduję. Po depresji nie ma śladu. Doświadczając cudów poprzez uwalnianie emocji u siebie, w rodzinie i wśród znajomych, postanowiłam zostać certyfikowanym praktykiem tej metody.
Dzisiaj czuję ogromną wdzięczność za spotkanie ludzi, którzy swoim zachowaniem pokazywali mi, co dzieje się we mnie.

Dziękuję za każde doświadczenie i za to, że miałam siłę zauważenia i zrozumienia lekcji płynących z sytuacji i zachowań innych ludzi.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *